wtorek, 2 września 2014

DZBANEK PO PRZEJŚCIACH :)

Dzisiaj nastał ten moment, w którym pokażę Wam, co zadziało się z czajniczkiem :) Człowiek uczy się na błędach. Przerabiając dzbanuszek uczyłam się na swoich. Wy również możecie uczyć się na moich ;) A trochę ich popełniłam podczas pracy. Także biorąc pod uwagę ciężką drogę, jaką dzbanek przeszedł uważam, że wyszedł całkiem dobrze :)))




Na zdjęciu poniżej widzicie, jak wyglądał czajnik kiedy go sobie przywłaszczyłam. Bałam się zajrzeć do środka... Od 7 lat widziałam, jak stoi sobie na podwórku przed domem dziadka mojego męża. Warto dodać, że jest to dom do użytku wakacyjnego, pamiętający czasy wojny. Także sporo szpargałów się tam zebrało, o których pewnie nikt już nie pamięta. 


 Snułam piękną wizję, jak to czyszczę go, szlifuję, maluję, transferuję itp., itd. Trochę się wszystko zmieniło w czasie pracy ;) Choć punkt z czyszczeniem odhaczyłam - czajniczek po wyszorowaniu lśnił jak nowy. Schody zaczęły się podczas szlifowania. Otóż wymyśliłam sobie, że matowa powierzchnia lepiej będzie trzymała farbę. No i racja. Trzeba się było pozbyć resztek rdzy itp. Aczkolwiek szlifowanie emaliowanego czajniczka nie było łatwe. Ba! Nawet lekko zmatowić mi się go nie udało ;) I tu plan zaczął się sypać...


Następnie malowanie. Wiecie, jak to jest kiedy chce się coś zrobić "już już", bo nie możecie się doczekać? Tak miałam. Więc kiedy nie mogłam znaleźć białej emalii, którą świetnie by się nakładała na metal i idealnie się na nim trzymała to postanowiłam w akcie desperacji zrobić coś hmm... niezbyt mądrego ;) Do malowania czajniczka (o śliskiej powierzchni) użyłam matowej farby akrylowej do ścian. A co! Kto mi zabroni? W związku z powyższym farba na metalu schła godzinami, robiły się smugi i mazy, nierówna faktura. Do tego musiałam nakładać farbę z 10 razy żeby wszystko ładnie się pokryło. Przecież nie chciało mi się iść do sklepu pod blokiem żeby kupić odpowiednią farbę. Na koniec dodam, że biała emalia leżała spokojnie w pudełku z farbami. Pod latarnią najciemniej...


Ale! Po wielu warstwach farby, przekleństwach rzucanych pod adresem własnej głupoty i oczywiście nerwów udało mi się uzyskać efekt, jaki widzicie na zdjęciu poniżej. I powiem Wam, że byłam z niego zadowolona. Żałuję, że tak czajniczka nie zostawiłam :) Oczywiście przez lakierowaniem nie mogłam domknąć wieczka. Kilka warstw farby zrobiło swoje. Jak się pewnie domyślacie, farba łatwo odpryskiwała. Tak to jest z farbą do ścian, jak się ją kładzie na metalowe przedmioty :)


Nooo, a potem lakierowanie! I jakże, tutaj też nie obyło się bez problemów. Korzystałam przecież z tego, co miałam pod ręką - lakier podkładowy nitro. Do mebli. Ledwo dotknęłam pędzelkiem farby, już wiedziałam, że nie będzie lekko. Ale ucząc się na błędach (!) poprosiłam męża, żeby wracając do domu kupił mi lakier akrylowy w sprayu. Oooch, jakiż to był dobry krok :) Nakłada się szybko, nie rozmazuje się. Bajka! Dwie warstwy i gotowe. Oczywiście na balkonie, bo strasznie śmierdzi :) Przed lakierowaniem zmieszałam trochę startej brązowej i czarnej suchej pasteli i poprzecierałam czajniczek w kilku miejscach. Wyszedł fajny efekt. I muszę powiedzieć, że przyłożyła się do tego nierówna faktura uzyskana farbą do ścian :) Po lakierowaniu dodałam kropki szczoteczką do zębów i kilka przecierek (lub maźnięć - jak kto woli :)) czarną farbą.



Na koniec dodam, że wpadłam na genialny pomysł zrobienia na czajniczku transferu za pomocą rozpuszczalnika nitro. Te z Was, które posługują się tą techniką pewnie łapią się teraz za głowę :) Ale to był mój pierwszy raz! Oczywiście można było przewidzieć, że rozpuszczalnik, jak nazwa wskazuje, rozpuści lakier. Zresztą - lakier, farbę, pastele. Co tylko chcecie :) Także trzeba było szlifować, nakładać kolejną warstwę farby, pasteli, lakieru, farby i jeszcze raz lakieru. Ostatecznie zrezygnowałam z transferu :) 

Na tym zakończę swoją opowieść :) Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny!





5 komentarzy:

  1. No to "trochę" przygód po drodze Ci się miało;-) Jednak wygląd ostateczny czajniczka chyba rekompensuje trudy;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężką drogę przeszliście oboje z czajniczkiem :))) Całkiem nieźle wyszło, podoba mi się biały, ale i zieleń też :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak czajnik z duszą :) , fajnie wyszło
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję :) Czajniczek stoi w kuchni i co na niego spojrzę, to mi jakoś tak miło się robi :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz!
Wasze słowa są dla mnie główną mobilizacją do dalszego działania :)